sukinsynem. Chyba... chyba po prostu wiedziałam, że wróci. Przecież mama nie żyła i mógł

się, że wiem kto. – Cucullus non facit monachum? – Polina Andriejewna ze zrozumieniem kiwnęła głową. – Tak. To już tylko do ciebie mówiłem, żeby łódkarz nie zrozumiał. – A skąd wiedziałeś, ojcze, że ja znam łacinę? Starzec uśmiechnął się pełnymi wargami, tak mało pasującymi do ascetycznej, obciągniętej skórą twarzy. – Co to, wykształconej kobiety od kucharki nie odróżnię? Na nasadzie nosa ślad od okularów, ledwie widoczny, ale ja do drobiazgów mam dobre oko. Zmarszczki, o tutaj. – Wskazał palcem na kąciki oczu. – To od ciągłego czytania. A zresztą, co tam, moja miła, ja o kobietach wszystko wiem. Wystarczy, że raz spojrzę, i każdej mogę całe jej życie opowiedzieć. Pani Lisicyna nie mogła znieść takiego zarozumialstwa, choćby nawet od świętego starca. – No, zaraz każdej... A co o moim życiu ojciec powie? Izrael przechylił głowę na bok, jakby utwierdzając się w poczynionych już obserwacjach. Zaczął mówić powoli: – Lat masz trzydzieści. Nie, raczej trzydzieści jeden. Nie jesteś panną, ale i nie mężatką. Myślę, że wdową. Ukochanego nie masz i nie chcesz mieć dlatego, że... – Wziął osłupiałą słuchaczkę za ręce, popatrzył na paznokcie, na dłoń. – Dlatego że jesteś mniszką albo nowicjuszką. Wyrosłaś na wsi, w jakiejś środkoworosyjskiej majętności, ale potem mieszkałaś w stolicach i bywałaś w wysokich sferach. Najbardziej chciałabyś żyć samym http://www.deska-tarasowa.net.pl mignon i wpakował je sobie do ust. Nie zdążył ich przeżuć, a już sięgnął po więcej. Jeszcze tydzień, najwyżej dwa i umrze – przypomniała sobie Lisicyna słowa lekarza i zagryzła usta, żeby nie zapłakać. Bo i co z tego, że dokazawszy cudów pomysłowości, dotarła aż tutaj? Czy w ogóle może mu pomóc? A i w śledztwie, jak widać, Lentoczkin na wiele się nie przyda. – Cierpliwości, mój biedny chłopcze – mówiła, głaszcząc go po potarganych włosach. – Jeśli to są jakieś diabelskie knowania, to Pan Bóg i tak jest silniejszy. A jeśli to intrygi złych ludzi, ja je rozwikłam. Na pewno cię uratuję. Przyrzekam. Wątpliwe, czy szaleniec zrozumiał znaczenie słów, ale miękki, pieszczotliwy ton znalazł odzew w jego zmąconej duszy. Alosza nagle przytulił głowę do piersi pocieszycielki i zapytał cichutko: – Przyjdziesz jeszcze? Przyjdź. Bo inaczej on mnie niedługo zabierze. Przyjdziesz? Polina Andriejewna bez słowa kiwnęła głową. Mówić nie mogła – dusiły ją łzy,

Na świecie, który dla uwięzionej skurczył się teraz do rozmiarów drewnianej klatki, nie było nic prócz ciemności i plusku wody. Najgorsze ze wszystkiego wydało się ginącej pani Polinie to, że jej list do władyki – błędny, co prawda, w części dedukcyjnej, ale mimo wszystko wiele tłumaczący i wyjaśniający – utonie razem z nią. I nikt się nie dowie, że Wasilisk to nie widmo i nie chimera, tylko złośliwa zabawa zbrodniczego umysłu. Ale, tak czy inaczej, poddawać się nie można do ostatniej chwili. Dopiero kiedy Sprawdź wykupiono różańców, wyrżniętych przez świętych pustelników. Ojciec Witalis kazał urządzić wyprzedaż, cenę obniżono najpierw do dziewięciu rubli dziewięćdziesięciu dziewięciu kopiejek, potem nawet do czterech dziewięćdziesięciu dziewięciu. Dopiero wtedy różańce wykupiono, a i to nie wszystkie. To był zły znak. W mieście mówiło się już otwarcie, że pustelnia to teraz miejsce nieszczęśliwe, nieczyste, że trzeba ją na pewien czas zamknąć, zakazać wstępu na Wyspę Rubieżną przynajmniej na rok i przekonać się, czy święty Wasilisk się nie uspokoi. Co prawda Orędownik nawet bez tego jakby się uspokoił: po wodzie więcej nie chodził, nikogo w mieście nie straszył, ale może dlatego, że noce były stale ciemne, bezksiężycowe. Co do pani Lisicynej, to w tym okresie ciszy była prawie cały czas pogrążona w głębokiej zadumie i na ogół nic nie robiła. Rankami długo oglądała okaleczoną twarz w lustrze i odnotowywała zmiany barwy krwiaka. Bodajże tylko tym różniły się kolejne, kubek w kubek do siebie podobne dni. Sama tak właśnie je określała, od koloru siniaka.