pomyślałam, że Quincy interweniował w tej sprawie. Po spotkaniu z Mit¬

Pastwienie się nad zwierzętami, wzniecanie ognia, upodobanie do krwawych gier komputerowych. Niczego podobnego u Danny’ego nie zauważyłem. Wydawał mi się porządnym chłopakiem, który przechodzi tylko ciężki okres. Naprawdę nie miałem pojęcia. Przysięgam, nie miałem pojęcia... Richard Mann zgarbił się i bezradnie pokręcił głową. Quincy pochylił się w jego stronę. – Panie Mann, nie ma pan przypadkiem kopii któregoś z tych listów? – Danny nie pozwalał mi ich zatrzymać. Martwił się, że pokazując je, i tak zawodzi zaufanie swojego przyjaciela. – A pamięta pan coś? Imię, nazwę kanału, adres emailowy? – Nie... zaraz. Adres emailowy. Pamiętam, że zastanawiałem się, o co tu może chodzić. Coś w związku z ogniem. Wulkany. Lawa. Mam: No Lava. Dziwaczny pseudonim, prawda? – No Lava? Co dalej? Pamięta pan nazwę serwisu? – To chyba był jeden z tych większych. Może AOL albo CompuServe. Coś w tym rodzaju. Rainie zanotowała nazwy. Spojrzała na Quincy’ego. – Mamy kilku agentów, którzy specjalizują się w operacjach internetowych – powiedział. – Moglibyśmy podstawić kogoś, kto będzie się podawał za nastolatka. Sprawdzimy, czy No Lava złapie przynętę. Richard Mann poprawił się na krześle. Przeczesał ręką krótkie włosy i westchnął. – Naprawdę staram się, jak mogę. Sally i Alice były przemiłymi dziewczynkami. A to... http://www.deska-elewacyjna.com.pl pusta. Kelnerka, która wyrosła jak spod ziemi, zapytała, czy nie podać mu następnej. Quincy zawahał się. Jego oczy zdradzały, że ma ochotę jeszcze się napić, ale pokręcił głową. – Dziwię się, że nie szukałeś pocieszenia w whisky – skomentowała Rainie. – Szukałem. Przez tydzień. Potem musiałem przestać. Jak na ironię, Amanda zginęła przez pijanego kierowcę. – Ach. – Potem przerzuciłem się na jedzenie. Chrupki ziemniaczane, batoniki, żelatynowe misie. Co tylko można było dostać w szpitalnym automacie. A w końcu wróciłem do biegania. To jakby pomogło. Biegasz? – Dwadzieścia kilometrów, Cztery dni w tygodniu. Ale mogłabym cię pobić na głowę. – Jestem od ciebie starszy o prawie piętnaście lat, Rainie. Na pewno pobiłabyś mnie na głowę. – Och nie przesadzaj z tym wiekiem.

- Trudno to wyjaśnić. Ten człowiek... jego system działania. On nie atakuje z zaskoczenia. Jemu nie chodzi o sam akt zabicia drugiego człowieka, tylko o proces, który do tego prowadzi. Wiemy, że nadal prowadzi swoją grę. Wiemy, że przyjedzie tu za nami. Tylko że nie uderzy z ukrycia. W jakiś sposób przekona jedno z nas, żeby otworzyć mu drzwi. - Carl Mitz - rzucił Luke. Sprawdź Jeszcze godzina i będziemy razem. Pocałunkami wyleczysz wszystkie mojej siniaki. Dzięki tobie znów poczuję się piękna. Proszę...! i Ale jej ukochany wcale się nie poruszył. Patrzył na nią dziwnie. Jakby nie widział jej nigdy wcześniej. Jakby nigdy nie trzymał jej w ramionach i jakby nie szeptał jej do uszu słów zachęty. Uśmiechał się lodowato. Co się stało z jego gęstymi ciemnymi włosami? Znów spróbowała coś powiedzieć, ale nie mogła złapać tchu. Pomocy! - próbowała krzyknąć. - Ratunku! -Wyciągnęła do niego rękę. Ukochany odwrócił się. Powoli skierowała wzrok w tę samą stronę co on, gdzie Phil de Beers dysząc zawisł na kierownicy. Przerażony patrzył na jej ukochanego, jednocześnie gmerąjąc ręką pod fotelem. - Mig... - wymamrotał prywatny detektyw. - Głupi sukinsyn... Migdały... Muszę...