sytuacji i jej dalszy pobyt tutaj jest wręcz niemoŜliwy. Musi tylko znaleźć kogoś na

- Pomogę się pani spakować - zaproponowała Arabella. W tym czasie Lysander opowiadał osłupiałej lady Helenie zadziwiającą historię Clemency. Znajdowali się w gabinecie markiza, lady Helena siedziała nieruchomo w skórzanym fotelu, mężczyzna zaś chodził niespokojnie po pokoju. Gdy minął pierwszy szok, lady Helena żachnęła się, nieskora tak pochopnie zaakceptować gorzką opowieść bratanka. - Co za bzdury, Lysandrze - rzekła stanowczo. - Nie ma najmniejszego dowodu, że wyśmiewała się z nas za plecami. Dalibóg, jeśli ktoś miałby się śmiać, to tylko my, bo też za naszą sprawą ugrzęzła na prowincji w roli nauczycielki! Pomyślałeś o tym? Posada guwernantki Arabelli to nie synekura, dobrze o tym wiesz! Lysander skwitował jej słowa gniewnym gestem i wrócił do przemierzania gabinetu. - Twierdzi, że gdy pisała ten list, była przekonana, iż jestem Alexandrem! - odparł pogardliwie. - A wiesz, to wielce prawdopodobne - przyznała ciotka. - Co takiego? Dajesz wiarę tym bredniom? Naprawdę sądzisz, że jej przyjazd tutaj nie był zamierzoną kpiną cynicznej parweniuszki, która postanowiła sobie obrazić Candoverów? - Lysandrze, opamiętaj się! - rozkazała lady Helena. - Cała sytuacja jest wielce niezręczna, a ty, tracąc zimną krew, wcale jej nie poprawiasz. Rozumiesz, że chciałabym wysłuchać wersji panny Hastings - uniosła rękę, powstrzy¬mując protesty Lysandra. - Zapewne i ona ma sporo do powiedzenia. Podejrzewam, że prawda jak zwykle leży pośrodku. - Po krótkiej przerwie dodała: - Jakkolwiek na to patrzeć, dziewczyna nie może tu pozostać i obojętne jak, ale musimy wytłumaczyć jej nagły wyjazd. Chociaż bardzo szanuję Fabianów, uważam, że tę akurat sprawę powinniśmy zachować dla siebie. I tak wkrótce muszą nas opuścić, chodzi o wyświęcenie Gilesa. - Czemu mamy chronić reputację panny Hastings? - war¬knął markiz. - Ona najwyraźniej nie przejmowała się nami. - Chcesz, żeby twoje sprawy matrymonialne stały się tajemnicą poliszynela? - zganiła go ciotka. Była zdania, że czasami tylko ona z całej rodziny potrafi myśleć logicznie. Lysander jest taki męczący, szczególnie gdy w grę wchodzi jego urażone poczucie godności! Pamięta podobne zmagania z jego ojcem, potem z Alexandrem, a teraz znowu Lysander przysparza jej zmartwień. Lady Helena czuła, że już zbyt długo zajmuje się uspokajaniem urażonej męskiej ambicji. Gdy ta absurdalna sprawa zostanie rozstrzygnięta, a Arabella ulokowana bezpiecznie u Fabianów, pojedzie do Bath na zasłużony wypoczynek. Weźmie ze sobą tylko psy, bo te przynajmniej są wesołym towarzystwem i z pewnością nie wplączą się w idiotyczne miłosne afery. - Panna Hastings zostanie nagle wezwana z powodu choroby matki; myślę, że to najlepsze wyjście z sytuacji. Oczywiście pozwolimy jej wyjechać. Wyrażę z tego powodu szczery żal, i ty także - ciągnęła. Markiz usiadł ciężko na fotelu i wydawał się nie słuchać. Przyglądał się listowi Clemency. - Myślisz, że naprawdę pomyliła mnie z Alexandrem? - Pozostawiam to twojemu wyczuciu i wiedzy na jej temat. - Lady Helena zauważyła, że bratanek już opanował gniew. - A teraz pozwól, że porozmawiam z Arabella. Kwadrans później Arabella siedziała wraz z ciotką w jej buduarze. Najważniejszymi lokatorami tego obszernego, wytwornego pokoju wydawały się psy, ich wygodzie było tu podporządkowane niemal wszystko. W rogu znalazła schro¬nienie Millie ze swoimi szczeniakami, a przynajmniej osiem pozostałych czworonogów królowało na specjalnie przygo¬towanych krzesłach. Miarą powagi obecnej sytuacji był fakt, że lady Helena bezceremonialnie zgoniła Muffin z jej ulubionego miejsca i usiadła tam sama. Z zaskoczeniem stwierdziła, że bratanica już wie o kłam¬stwach panny Hastings, i bez słowa komentarza wysłuchała rzeczowej opowieści dziewczyny. - Cieszę się, że poznałam wersję drugiej strony - odparła, gdy Arabella skończyła mówić. - Zdradzę ci, moja droga, że tak też przypuszczałam. Jak widzę, Lysander niepotrzebnie tak bardzo się uniósł. Naturalnie, dziewczyna popełniła błąd, uciekając w głupi i nieodpowiedzialny sposób, ale od tego czasu zachowywała się bez zarzutu. - Z pewnością też zniosła wystarczająco dużo upokorzeń ze strony Baverstocków, zauważyła w duchu. http://www.dentystawroclaw.net.pl - Proszę chwilę zaczekać. Spojrzała na niego pytająco. - Jestem ciekaw, kim był ten młodzieniec, którego przyprowadziła pani Caird? Widziałem, jak rozmawialiście. Willow zbladła. Chwilę milczała, zanim zdobyła się na odpowiedź. - To Daniel, przybrany syn pani Caird. - Mieszka tu w okolicy? - Nie, Daniel mieszka i pracuje w Toronto, ale przyjechał na kilka dni w odwiedziny. - Zna go pani? - Właściwie nie, chodziliśmy razem do szkoły, ale on jest o kilka lat starszy...

- Lepiej wracajmy już do domu, milordzie - stwierdziła, starając się zachowywać normalnie. - Pan jest ranny. Lysander trzymał ją jeszcze przez chwilę, po czym wyprostował się i odparł głosem pozbawionym wszelkich uczuć: - Ma pani rację. Drogę powrotną do domu przebyli w całkowitym mil¬czeniu. 9 Następnego dnia Clemency obudził dźwięk deszczu bębniącego o szyby. Niebo było zasnute szarymi chmurami i znacznie się ochłodziło. Dziewczyna westchnęła i przy¬mknęła oczy. Guz na głowie jeszcze ją bolał i skutecznie rozpraszał wszelkie myśli. Sprawdź Zaprowadziła Willow do jednego z pokoi gościnnych, utrzymanego w brzoskwiniowo-ziełonkawej tonacji, z pięknym widokiem na ogród. W powietrzu unosił się zapach lawendy i Willow była gotowa przysiąc, że to najładniejszy pokój, jaki kiedykolwiek widziała. Zdjęła płaszcz i przyjrzała się swojemu odbiciu w lustrze. Długo się zastanawiała, czy związać włosy, czy też pozwolić, by opadały na gołe plecy. Sukienka była naprawdę piękna! Choć na wieszaku wyglądała nieciekawie - zwykła plątanina bezkształtnego jedwabiu - ożyła z chwilą, gdy Willow ją włożyła. Materiał przylegał we wszystkich odpowiednich miejscach, a morska zieleń wydobywała blask oczu. - Wygląda, jakby została uszyta dla ciebie, Willow! - zachwyciła