namiot, z trudem przeciskając swoje korpulentne ciało przez wąskie przejście, i powitał swoich ukochanych brightończyków dżentelmeńskim ukłonem. Odpowiedzią był burzliwy aplauz, gdyż w przeciwieństwie do całej reszty Anglii mieszkańcy Brighton wręcz uwielbiali księcia. - Och, nie taki znowu tłusty. - Becky uśmiechnęła się blado, gdy książę, który promieniał, uradowany objawami sympatii, ustąpił w końcu miejsca pozostałym przegranym. Tłum ponownie oklaskiwał ich hojność. Alec i tym razem nie znalazł się wśród wychodzących. - Znów przeszedł! - szepnęła w napięciu. - Co za szczęściarz! - Powiesz mu to później - uśmiechnął się Fort. - Lord Draxinger też przeszedł - odparła. - Kurkow także - powtórzył Rush, z oczami wlepionymi w odległy namiot. Kwadrans później Alec i Drax wyszli stamtąd razem i skierowali się ku nim. Alec przesłał Becky dyskretny uśmiech. Popołudniowe słońce lśniło na jego złotych włosach. - Och, co za dranie - wymruczał Rush, kiwając głową. - Teraz nie sposób będzie z nimi wytrzymać! Alec zbliżał się do nich, powiewając jakimś, trzymanym w ręku, papierkiem. - Co on nam pokazuje? - spytała Becky. - Kartę wstępu do trzeciej tury - wyjaśnił Fort, patrząc na przyjaciół z radosnym uśmiechem. http://www.chorobynerek.com.pl Dwóch Kozaków na koniach skierowało się ku niej, ale Becky już pędziła przed siebie, szybciej niż kiedykolwiek w życiu. Miała nad nimi tylko jedną przewagę - znała kryjówki, liczne jamy, które zwierzęta wykopały sobie na wrzosowisku. Wiedziała, gdzie może bezpiecznie postawić stopę, tymczasem konie wciąż się potykały. Przeskoczyła przez wielki kamień i pobiegła dobrze jej znanym wąwozem, kryjąc się w ciemnościach. - Rebecca! Głos kuzyna brzmiał coraz słabiej, ale ostatnia z jego pogróżek przejęła ją dreszczem. - Spróbuj tylko opowiedzieć o tym komukolwiek, a spalę twoją wioskę! Alec siedział zamyślony. Becky czekała na to, co powie. Nie odezwał się jednak, tylko ujął jej dłoń. - Och, Alec, czuję się strasznie! Teraz rozumiesz, dlaczego nie chciałam cię w to wszystko mieszać. Jestem winna śmierci tamtego człowieka! - Przecież uwolniłaś go i próbowałaś mu pomóc! To nie ty pozbawiłaś go życia. Dałaś mu jedyną szansę ocalenia. Postąpiłaś słusznie. Większość innych ludzi po prostu by uciekła.
ścisnęła w ręce gasidło. Tak na wszelki wypadek, gdyby próbował jej coś zrobić. - Doprawdy, nie musisz uciekać się do przemocy. Zraniłaś kiedyś jakiegoś mężczyznę? - Niejednemu by się należało - odparła gniewnie. - Może i tak - zgodził się i zrobił krok w jej stronę, z ręką wyciągniętą na znak zgody. - Potraktuję cię inaczej niż oni. Sprawdź - Becky, no i co? Jeszcze nigdy w życiu nie miałem tyle kłopotu, by namówić dziewczynę, żeby... - Zgadzam się! Zgadzam! - Nagle zrozumiała, że tylko w ten sposób może uratować ich oboje. Wprawdzie lord Alec był muskularny i postawny, ale za nic nie chciała, by wdał się w walkę z Kozakami. Nie! Już jeden człowiek zginął z jej winy w Yorkshire. A słyszała od Michaiła, że Kozacy ćwiczeni są od małego w okrutnej walce. Gdyby adorator, wiedziony rycerskością, próbował stanąć w obronie Becky, zasiekliby go na śmierć. Nie mogła pozwolić, żeby zginął. Kozacy zbliżali się już do trzeciej z rzędu latarni. Czuła, że zguba jest pewna. Nie chciała, żeby lord Alec ich zaatakował, ale może zdołałby ją osłonić? - Przekonałeś mnie. - Uff, Bogu dzięki. Już myślałem, że wszystko przepadło. Że też chciało mu się żartować w takiej chwili! Niepewnie ujęła go za rękę i przyciągnęła ku sobie. Wydawał się