Tempera nie odpowiadała, więc lady Alaine mówiła

imię. W tym jednym słowie było tyle uczuć, tyle żaru! Zawarł w nim wszystko! Shey delikatnie pogładziła go dłonią po policzku. Poczuła pod palcami leciutki zarost. - Lepiej wróćmy do gry, bo niechcący posuniemy się za daleko. - Ja bardzo chętnie posunę się jak najdalej. Nie mogła znaleźć szybkiej odpowiedzi, więc nawet nie próbowała się odciąć. Usiadła na ławeczce i skinęła na niego ręką. - Twoja kolej. Przez moment myślała, że Tanner odmówi, że może będzie chciał znowu wziąć ją w ramiona. Wcale by się nie sprzeciwiła. Ale on nie zrobił tego. Sięgnął po kulę. Nie poszło mu nadzwyczajnie. - Chyba pora na kolację - rzeki. W tej samej chwili dwóch mężczyzn wjechało z wózkiem zastawionym srebrnymi półmiskami. - To raczej nietypowa sytuacja na kręgielni - zauważyła http://www.bytoviahpu.pl - Jestem głową rodziny, a ty moją narzeczoną. Powinnaś nosić pierścionek zaręczynowy. - Może dałoby się zrobić jego kopię? - zaproponowała. Lorenzo zmarszczył brwi. - Skoro tak cię to martwi, pomyślę o tym - obiecał. - A teraz jedz, bo Carlo pomyśli, że ci nie smakuje. Następnego ranka Jodie miała nieco więcej czasu na podziwianie wspaniałej architektury miasta. Ubrana w nowe rzeczy, wyglądała świetnie. Miała na sobie lniane spodnie biodrówki koloru kawy ze śmietanką i dobrany do nich jasnobrązowy top. Plecione pantofle na koturnie i zabawna torebka uzupełniały całość, do której Jodie, zmuszona ostrym porannym słońcem, dodała własne ciemne okulary. Zajęta rozglądaniem się dookoła nie zauważała pełnych podziwu męskich spojrzeń, Lorenzo natomiast nie przeoczył ani jednego. Florencja była obecnie miastem sztuki, ale jej sława narodziła się z reputacji florenckich bankierów, z których zresztą wywodził się ród Medici. Jodie przypomniała sobie o tym, kiedy weszli do chłodnego i posępnego wnętrza banku. Formalności związane z otwarciem konta zostały załatwione od ręki. Lorenzo i Jodie zeszli po marmurowych schodach do imponującej, pełnej złoceń sali kolumnowej, patrolowanej przez dwóch uzbrojonych strażników. Wręczono im klucz i przeszli pod eskortą do jednego z prywatnych pomieszczeń, wyposażonego w stół i kilka krzeseł. Tam zaczekali, aż dyrektor skarbca w towarzystwie uzbrojonego strażnika przyniósł zamkniętą skrytkę bankową, którą postawiono na stole przed Lorenzem. Dopiero kiedy wyjął klucz, dyrektor skarbca i strażnik opuścili pomieszczenie, zamykając za sobą drzwi. Ciszę przerywał tylko szum klimatyzacji. Lorenzo powoli przekręcił klucz w zamku skrytki. Jodie wstrzymała oddech. Podniósł wieko skrytki. Jodie pospiesznie odwróciła wzrok. W kwestii bardzo starej, bezcennej biżuterii miała mieszane uczucia. Każdy taki przedmiot miał swoją ciemną historię, znaczoną okrucieństwem i zachłannością ludzi. Nic dziwnego, że często bezcenne kamienie określano mianem przeklętych. Lorenzo zajrzał do skrytki. Ostatni raz otwierał ją po śmierci matki. Przez moment zapragnął zatrzasnąć wieko i wybiec na słońce. Ale nie mógł tego zrobić. Nazywał się Montesavro, był głową rodziny, a poza tym jakie duchy, o ile w ogóle istniały, mogły czaić się tutaj, w kawałku metalu? Sięgnął po znajomego kształtu atłasowe pudełeczko, które pamiętał z dzieciństwa. - Jest - rzucił szorstko, zamykając skrytkę na klucz, zanim otworzył pudełeczko z pierścionkiem. - Legenda głosi, że jeżeli ten pierścionek założy kobieta czysta, kamień zajaśnieje niezwykłym blaskiem. Moja matka zawsze twierdziła, że kamień jest po prostu matowy. Jodie patrzyła w niedowierzaniu na ogromny, prostokątny szmaragd, otoczony połyskującymi brylantami.

przydatnym, choć pozornym oderwaniem. - Ale tylko częściowo. Martwiłam się już od pewnego czasu. - Chcesz chyba powiedzieć, że węszyłaś od pewnego czasu. - Ty także się martwiłaś. - Zuzanna zignorowała zniewagę. - Wszystko rozszyfrowałaś, co? Cwana jesteś, Zuzanno. - Niespecjalnie. Sprawdź - Może - zgodziła się Sylwia. - Oczywiście, spróbuję. 264 - Bo bez formalnego zeznania... Rozumie pani, mamy związane ręce. - A może byście tak pogadali z naszym ojczymem? - odezwała się ostro Flic. - Przecież widzieliście te zadrapania! - Mamy taki zamiar - zapewnił ją Malloy. - Jeśli tylko on zechce. - A jeśli nie zadzwoni? Co wtedy? - niecierpliwiła się Flic. - Na pewno zadzwoni. - Sylwia zwracała się także do detektywów. - Przekażę, żeby się z państwem skontaktował. - Nagle przypomniała sobie, co mówiła wcześniej. - Czy nadal chcecie rozmawiać z panem Batesem? On wciąż tu jest, Flic? Dziewczyna skinęła głową. - Właściwie - powiedział Malloy - chciałbym najpierw zamienić