światłami.

mnie nie uprzedziłaś? - Pomyślałam, że masz dość spraw do załatwiania w związku z Izabelą. I że może nie chcesz, aby ktoś się o tym dowiedział... - Słusznie postąpiła - poparł dziewczynę Mick, stając za jej plecami. Sylwia spojrzała na przybyłych, którzy wciąż stali na progu. - Proszę, niech państwo wejdą. Kiedy całą grupą przechodzili do salonu, z góry zeszła Chloe. Sylwia instynktownie kazała jej wracać i zostać z Imogen, dopóki nie otrzyma innego polecenia. Dziewczynka - może pod wpływem strachu, a może dlatego, że cała ta scena kojarzyła się jej z dniem śmierci matki - usłuchała bez dyskusji. Sylwia zamknęła Kahlego w kuchni, po czym zebrawszy wszystkie siły, poszła do zebranych w salonie. Przedstawiła oficerom Micka, opowiedziała o niedawnej tragedii, tamci złożyli mu wyrazy współczucia, dzięki czemu atmosfera nieco się rozgęściła. - Mick, może poszedłbyś na górę po te swoje rzeczy? - zasugerowała po cichu Sylwia. - Mogą chcieć ze mną rozmawiać. Przecież byłem tu wtedy, nie? Malloy zrozumiał, że Sylwia nie życzy sobie obecności osób spoza rodziny. http://www.butychiruca.pl Edward się uśmiechnął. - Istnieje pewna opowieść. Otóż dawno temu książę miał urządzić dla swojej ulubionej hurysy na dziedzińcu pałacu ogród. Stanęło w nim ogromne akwarium z rybkami z rafy koralowej. Kiedy kobieta zmarła, otruta przez rywalkę, książę kazał usunąć akwarium, ponieważ zbyt boleśnie przypominało mu o stracie ukochanej. Wydał rozkaz zniszczenia go, ale młoda córka jednego z jego służących tak bardzo żałowała rybek, że przekonała ojca, żeby je umieścił w oazie. W ten sposób mogły pozostać przy życiu. - Wzruszył ramionami. - Kto wie? Może i w tej historii jest ziarnko prawdy? Może ryba w oazie jest potomstwem gatunku słonowodnego, który zdołał się zaadaptować? - To możliwe. A może to jakiś ptak drapieżny przyniósł tu rybkę w dziobie. Edward kpiąco uniósł brew. - Wiem, trochę to naciągane - roześmiał się Bob - ale nigdy nie wiadomo. Z nastaniem lata prace w Dolinie zostały wstrzymane. Edward nie chciał zakłócać spokoju zwierząt sztucznym oświetleniem, którego używali do pracy w chłodniejszych godzinach nocnych. Zamierzał przedyskutować z pracującymi przy wykopaliskach na terenie pałacu możliwości od tworzenia wiszących ogrodów. Zamiast jednak skupić myśli na projekcie, który znaczył dla niego tak wiele, wciąż pozwalał im się wymykać i szybować ku Belli. Skinął głową mężczyznom i podążył w kierunku willi, gdzie mieszkał wraz z rodzicami do chwili ich rozstania. Willa została wybudowana przez dziadka Edwarda, zgodnie z zasadami architektury Bliskiego Wschodu, nakazującym zapewnienie jak największego dopływu chłodnego powietrza i ograniczenie przenikania ciepła słonecznego do wnętrza domu. Budowla była solidna, kwadratowa, miała cztery wewnętrzne dziedzińce, z których trzy przemieniono w ogrody. Każdy z rogów przyozdobiono wieżyczką z widokiem na pustynię z jednej strony, a na ogród z drugiej. Edward poddał się fali wspomnień. Zobaczył siebie, trzy- albo czteroletniego malca, mocno trzymającego ojca za rękę podczas wspinaczki po schodach jednej z wieżyczek. Pamiętał wzrok ojca skierowany w dal. Czy tęsknił za swoją wolnością? Czy też pragnął dzielić z żoną i synem szersze horyzonty? Matka nie wspomniała mu o złożonej ojcu obietnicy. Ale często szukała odosobnienia w ogrodach na dziedzińcu. Nawet kiedy zamieszkali w pałacu, ponad towarzystwo innych przedkładała samotność. Kiedyś sądził, że przeżywa smutek rozstania z mężem. Teraz, kiedy sam stał się samotnikiem, lepiej ją rozumiał. To właśnie tutaj ojciec nauczył go grać w futbol i czytać po angielsku, tutaj także obserwował pierwsze ćwiczenia Edwarda w sztuce sokolnictwa. Tak wiele było wspomnień, którym dotychczas bronił do siebie dostępu. W świetle tego, czego się właśnie dowiedział, miały smak słodko-gorzki. Apartament był pusty i cichy. Minęła północ, ale Bella była zbyt zdenerwowana, by się położyć. Wyszła więc na taras. Czy to naprawdę poprzedniego dnia siedziała tu przy kolacji razem z Edwardem? A raczej z Jego Wysokością księciem Edwardem bin Salud Al Fwaisa, poprawiła się zaraz. Nic dziwnego, że zachowywał się tak arogancko.

przeciwieństwo kobiety, z jaką książę chciałby umówić się na randkę. - W tym chcesz iść? - zapytała Parker, nawet nie kryjąc niesmaku. -Uhm. Parker pokręciła głową. Sprawdź Zaczęło padać. Przynajmniej z początku padało, a potem, kiedy zabrnął już za daleko na wrzosowisko, by opłaciło się zawrócić, zerwał się jeszcze wicher - wściekły, przenikający do kości wschodni wiatr - deszcz zaś zmienił się w ulewę. W ciągu paru minut ubranie Matthew przemokło na wylot, woda z włosów kapała mu do oczu, które już i tak piekły go od wichury. Pierwsze miejsce na liście nieszczęść przypadło jednak butom - chlupała w nich błotnista woda, a kamienie wbijały się w stopy. Ostatecznie udało mu się uniknąć kąpieli w stawie i dotrzeć do miejsca odległego od High Street, bez żadnego pubu czy baru w zasięgu wzroku, zresztą wątpił, czy w jakimkolwiek szanującym się lokalu zechciano by go obsłużyć. Jeszcze chwila, a zacznie płakać... kurczę, zacznie wyć jak pies!