anioła.

- Dokąd idziesz? - spytała Caterina, kiedy odwrócił się na pięcie i zaczął od niej oddalać. Lorenzo był już po drugiej stronie holu. - Znaleźć sobie żonę. Jakąkolwiek, byle nie ciebie. - Nie pozwolę ci poślubić innej kobiety. - Nie możesz mnie powstrzymać. Potrząsnęła głową. - Nie znajdziesz nikogo, Lorenzo, a przynajmniej takiej, którą byłbyś skłonny zaakceptować. Nie w tak krótkim czasie. Jesteś zbyt dumny, by poślubić zwykłą dziewczynę bez pozycji i koligacji, a poza tym... - Przerwała i obrzuciła go szyderczym spojrzeniem. - Jeżeli będzie trzeba, wszystkim opowiem o dziecku, którego kazałeś mi się pozbyć. - To było dziecko twojego kochanka - przypomniał jej. - Sama mi to powiedziałaś. - Ale innym powiem, że to było twoje dziecko. Wiele osób wiedziało, że Gino uważał, że się we mnie kochasz. - Powinienem był mu powiedzieć, że cię nienawidzę. - Nie uwierzyłby ci. - Caterina była wyraźnie zadowolona z siebie. - Tak samo jak nie uwierzyłby, że dziecko nie było jego. Jak to jest być odpowiedzialnym za odebranie życia nienarodzonemu dziecku, Lorenzo? Ruszył ku niej z taką furią w oczach, że rzuciła się do drzwi, otworzyła je szarpnięciem i wybiegła na zewnątrz. Lorenzo zaklął i wrócił do stołu, na który rzucił testament babki. Kiedy notariusz zdołał się z nim w końcu skontaktować i uprzedzić o swoich obawach, o tym, że Lorenzo będzie się musiał ożenić, żeby odziedziczyć Castillo, ale i o tym, że udało mu się usunąć imię Cateriny z testamentu, przepełniła go wściekłość i niedowierzanie. Gdyby nie interwencja starca, Caterina sprytnie złapałaby go w pułapkę. W jednej sprawie nie myliła się. Chciał dostać Castillo. Na razie jednak musiał ochłonąć. Pospieszył na dziedziniec, wdychając ostre powietrze, wolne od duszącej woni ciężkich perfum Cateriny. ROZDZIAŁ DRUGI Jodie czuła, że będzie musiała się poddać i zawrócić. Nie miała pojęcia, gdzie jest, a surowy i nieprzyjazny krajobraz widoczny w blasku księżyca zaczynał jej działać na nerwy. Z jednej strony miała strome zbocze, z drugiej nadwieszoną poszarpaną skalistą ścianę. Przed sobą widziała rozszerzenie wąskiej drogi, które najprawdopodobniej było mijanką. Dojechała tam i spróbowała zawrócić. Nagle poczuła wstrząs, tylne koła wynajętego samochodu zaczęły się luźno obracać i wóz przechylił się niebezpiecznie na jedną stronę. Przerażona wysiadła. Jej obawa przemieniła się w rozpacz, kiedy zobaczyła, że jedno z tylnych kół jest zablokowane w głębokiej koleinie, a w dodatku wygląda na przebite. http://www.blacha-trapezowa.info.pl/media/ można nauczyć - odparła Cara. - Wystarczy dobra wola, bystry umysł i odpowiedni podręcznik. Ale nauczyć się miłości? To niemożliwe. Musi zaiskrzyć, dopiero na tym można coś budować. Gdyby między tobą a Parker to było, od razu byś o tym wiedział. Podobnie jak my. Myślę jednak, że właśnie tego wam brak. Początkowo Tannerowi wydawało się, że woli Carę od Shey, jednak teraz, gdy w zawoalowany sposób wyraziła obawy, z jakimi sam przez cały czas się zmagał, uznał, że bardziej przemawia do niego Shey. Ona od razu wykłada kawę na ławę, nie bawi się w podchody. - Jakim prawem twierdzisz, że wiesz, co ja czuję? - zapytał, przybierając oficjalny, władczy ton, który zwykle

- Dzisiejszy wieczór wiele zmienił. Też to czujesz, prawda? - zapytał Tanner, gdy godzinę później Shey wysiadła z jego samochodu. - Niekoniecznie - odparła, bardzo chcąc wierzyć w szczerość swoich słów. - Ciągnie nas do siebie, ale to nic takiego. Chemia. Sprawdź - Właściwie, co ty tu robisz? - spytała obcesowo. - Ktoś cię zaprosił? - Przyniosłam Matthew prezent - odparła Zuzanna z godnością, kładąc paczkę na stole. - I miałam nadzieję, że zastanę Imogen. - Nie ma jej w domu. - Szybko wróci? - Bardzo późno. Zuzanna nie wyglądała na przekonaną. - Skoro jest z Chloe, to na pewno niezbyt późno. - Nie jest z Chloe i wróci późno - wycedziła Izabela. - No to lepiej już pójdę - Zuzanna dała za wygraną - bo jeszcze zarażę się od was złym humorem. Wędrowała wolno przez ładne zaułki, kierując się w stronę