Czyli pewnie w więzieniu.

i zwiedzał świat. Wolał zwierzęta od ludzi. One były szczere. Uczciwe. Żadne zwierzę, nawet wąż, nie umiało kłamać. Ich mowa ciała wyrażała prawdziwe myśli i uczucia. Diaz bardzo to szanował. W wieku około dziesięciu lat został odesłany przez umęczoną matkę do ojca, do Meksyku. Jego stary nie przejmował się specjalnie an43 148 fanaberiami chłopca, dla niego liczyło się, na ile syn może pomóc w robocie. Nie rozczarował się, więc urządzało go to w stu procentach. Ale to z jego ojcem, czyli ze swoim dziadkiem, Diaz naprawdę znalazł wspólny język. Jego abuelo był cichy i niewzruszony niczym głaz. Wolał patrzeć, niż brać udział, a granice swojego prywatnego, duchowego świata otoczył grubym murem. Większość Meksykanów była hałaśliwa, przyjacielska i otwarta. Dziadek Diaza był zupełnie inny: dumny i zamknięty w sobie, a srogi i bezlitosny, gdy ktoś nadepnął mu na odcisk. Mówiono, że płynie w nim aztecka krew. Pewnie to samo twierdziły o sobie tysiące ludzi. Ale abuelo Diaza nigdy się tym nie chwalił, to inni tak mówili. W ten sposób wyjaśniali sobie dziadka. A potem również samego Diaza. http://www.betondekoracyjny.com.pl an43 137 Dobre i to. Kojoty atakowały niewielkie stworzenia: od szczurów po małe dzieci. Znów przypadli do ziemi, uważnie oglądając okolicę śladu. - Max! - zawołała Milla. - Max! Odpowiedziała jej cisza. Od gorąca zaczynało już ją mdlić; łyknęła odrobinę wody, a potem podała butelkę Diazowi, który także skorzystał. Skoro Milla była tak wypompowana, mając za sobą jedynie pół godziny w tym słońcu, to jak musiał czuć się mały Max po trzech godzinach? Jeżeli jest gdzieś w pobliżu, powinien usłyszeć ich wołanie. Nagle wpadł jej do głowy pomysł i sięgnęła po walkie-talkie.

jak głaz, nie wykazując żadnej aktywności. Z rozdrażnieniem cisnęła słuchawką i wrzuciła zepsutą komórkę do torebki. Rano od razu odda ją do naprawy Może da się wypożyczyć jakiś aparat zastępczy Jeżeli nie, to po prostu kupi sobie nowy Nie mogła znieść świadomości, że Diaz być może próbował się dodzwonić i nie udało mu się przez tę głupią komórkę. Czy miał Sprawdź krawężnika. Otrąbiono ją solidnie, ale nawet nie spojrzała na zirytowanych kierowców. Diaz odpiął pas, wysiadł z samochodu i odszedł bez słowa. Żadnego „do widzenia", żadnej zapowiedzi kontaktu. Milla patrzyła, jak idzie, zafascynowana jakąś delikatną kocią miękkością ruchów mężczyzny Tak jakby miał sprężyny w nogach. Zniknął za ciężarówką i... już się nie pojawił. Zaczekała chwilę, ale Diaz zniknął. W jakiś sposób się schował, używając ciężarówki, innych samochodów, znaków drogowych. Już go nie zobaczyła. Może ukrył się w studzience ściekowej? Albo wczołgał pod ciężarówkę i chwycił podwozia od dołu? Albo... Nie miała pojęcia, jak Diaz zniknął, ale byłoby miło, gdyby przestał to robić. *