Byle dalej.

wyszła ze spiaczki, miała ochote sie poddac, zapasc w ciemna, cicha otchłan bez dna. Nick potrzasał nia gwałtownie. - Zostan tu, słyszysz? Słyszysz mnie? - mówił rozkazujacym tonem. - Zostan ze mna! - Prosze sie odsunac - polecił Tom. Marla miała teraz przed oczami jego buty. - Pani Cahill? - Pochylił sie nad nia, kładac dłonie na jej ramionach. - Pani pozwoli, pomoge... 222 Nie! Chciała Nicka. Nie ¿yczyła sobie, ¿eby dotykał ja ten obcy me¿czyzna. - Zadzwon na 911! - krzyknał Nick do Eugenii, po czym zwrócił sie do Marli. - Wszystko bedzie dobrze. - Patrzył jej prosto w oczy, jakby chciał, ¿eby oprzytomniała. - Powiedziałem, ¿e sie nia zajme - powtórzył pielegniarz. Nick nawet na niego nie spojrzał. - Nie ma potrzeby. Marli znowu zaczeło ciemniec przed oczami. - Oddychaj, do diabła. Otwórz usta! - Silne rece Nicka rozwarły jej szczeki. Marla zaczeła kaszlec i chwytac http://www.akcesoria-bhp.com.pl/media/ - Domyslam sie - powiedział Walt pogardliwie. - Reszta rodziny ju¿ sie oblizuje, czekajac, a¿ stary w koncu sie odwinie, bo jest wart miliony. A teraz niespodzianka. Lwia czesc jego majatku została zapisana temu małemu, synowi Marli. - Co? - To, co słyszysz. Zdaje sie, ¿e stary nie przepada za kobietami. Takie staroswieckie uprzedzenie. Mimo ¿e syn Marli nie bedzie nosił jego nazwiska, stary zapisał mu wiekszosc swojego majatku, szacowanego na ponad sto milionów. W funduszu powierniczym, oczywiscie. - Oczywiscie. - Nick oparł sie o sciane i podrapał po brodzie. -A Marla? Jej brat? Cissy?

ukrytych głośników sączyła się łagodna hiszpańska muzyka. Lydia nie zdawała sobie sprawy, że Shelby słucha. Rozwinęła kabel telefonu tak bardzo, że mogła patrzeć przez okno na strzygącego trawę ogrodnika. Mówiła szybko, prawie niezrozumiałą hiszpańszczyzną. Jej zachowanie i ton głosu wskazywały na to, że jest wściekła. Shelby nie zrozumiała całej rozmowy. Dotarło do niej tylko, że Lydia czuje się uwięziona. Nie chciała dalej podsłuchiwać, więc głośno chrząknęła, przeszła przez pokój i wzięła winogrono z koszyczka z owocami. Sprawdź 402 - Gdzie jest moje dziecko?! - krzykneła. Wtedy ja chwycił. Błyskawicznie złapał ja za ramie pote¿na, twarda dłonia. Marla poczuła, ¿e krew odpływa jej z twarzy. Sciskał ja z taka siła, ¿e była pewna, i¿ zaraz połamie jej kosci. Jego twarz wykrzywiała zimna, przera¿ajaca nienawisc. Potrzasnał nia z wsciekłoscia. - Nie naciskaj. Wszystko idzie zgodnie z planem. - Akurat! - Mamy umowe. - Mielismy. Mielismy umowe. Zrywam ja! I przysiegam na Boga, ¿e zabiore ze soba moje dziecko. Jak najdalej od tego strasznego miejsca, tych wszystkich kłamstw i oszustw!