W ciągu paru minut Kara opowiedziała jej, jak facet o imieniu Cameron wziął

Lizzie kiwnęła twierdząco głową, wciąż tuląc się do piersi Willow. - Ale już mniej - wyszeptała. - Odkąd ty przyjechałaś do Summerhill. Przepraszam, Willow, przepraszam, że byłam taka niedobra. Zachowywałam się tak dlatego, że bardzo się starałam, by cię nie polubić. - Nic się nie stało, kochanie. Myślę, że chciałaś zobaczyć, czy zachowam się tak jak poprzednie nianie. Czy stchórzę i odejdę, czy też możesz mi zaufać, że zostanę. Lizzie uniosła głowę i Willow zobaczyła, że dziewczynka powoli zasypia uśmiechnięta. - Zostaniesz, Willow - ziewnęła. - Wiem, że zostaniesz. Zostaniesz na zawsze. Oczy Willow zaszkliły się od łez. Wzięła dziewczynkę na ręce i ostrożnie zaniosła do sypialni. Otuliła ją kołdrą, po czym wróciła do łazienki i zamknęła się w środku. Usiadła na podłodze i oparła głowę o zimne kafelki. Miała poczucie, że jej świat się zawalił. R S Z pewnością nie, zostanie w Summerhill na zawsze. Co więcej, http://www.abc-budownictwa.net.pl/media/ panny Tyler. I choć okazała się szczera aż do bólu, musiał przyznać, że sam się o to prosił. Jej słowa tak bardzo go zabolały, bo trafiła w samo sedno. Wszystko, co powiedziała, było prawdą. Udało się jej przetrwać taki dzień, po którym każda z poprzednich pięciu niań natychmiast by zrezygnowała, więc choć zdarzyło się jej tego ranka zaspać, wciąż była dla niej nadzieja. Być może będzie potrafiła przywrócić normalność w Summerhill. - Nie przebiera pani w słowach - zauważył.. - Ale sam nalegałem, więc nie mogę narzekać. Mam nadzieję, że zawsze będzie pani ze mną równie szczera. Szczerość to cecha, którą cenię w ludziach najbardziej. Nie toleruję kłamstwa!

- Nigdy nie pozwala Lizzie czytać w czasie jedzenia. Willow posadziła Mikeya w jego krzesełku, unikając wzroku Scotta, który odłożył na bok gazetę. Miała nadzieję, że doktor wyjdzie z domu, nim ona zejdzie z dziećmi na śniadanie, ale nie miała tego dnia szczęścia. - Panna Tyler uważa, że jestem źle wychowany? Sprawdź Robiły wszystko, co w ich mocy, by uprzykrzyć jej dzień. Nieustannie ją prowokowały. Miała poczucie, że udało się jej zachować twarz i nie okazywać słabości. Położyła dzieci do łóżeczek, żywiąc nadzieję, że wreszcie odpocznie, ale myliła się. Małe psotniki zakradły się do jej pokoju i wybebeszyły plecak. Wybaczyłaby im niebieskie zacieki od pasty do zębów na ulubionym, kremowym swetrze, zapomniałaby o fluorescencyjnych bazgrołach na każdej stronie nowego pamiętnika, ale nie była w stanie wybaczyć, że zniszczyły jej ostatnie wspólne zdjęcie z ojcem, zrobione zaledwie na dwa tygodnie przed jego śmiercią. Ktoś - Lizzie? - wyjął zdjęcie z ramki i zmiął w kulkę.