w pudle.

którym Jennifer urządziła sobie gabinet. Pamiętał, że trochę trwało, zanim znalazł liścik, nie w widocznym miejscu, na przykład na stoliku czy szafce, ale głęboko w szufladzie biurka, zaadresowany do Kristi, skreślony ręką jego żony. Zawsze go to zastanawiało. List pożegnalny do córki wciśnięty między kartki poradnika psychologicznego, który Jennifer akurat czytała. Moja siła, czy coś równie egoistycznego. Ale wszystkie poradniki świata nie zdołały pomóc jego popapranej byłej żonie. Nie zostawiła listu w widocznym miejscu. Jakby się wahała. Albo czekała. Nie podjęła jeszcze ostatecznej decyzji. Wtedy, gdy znalazł list, odepchnął od siebie wątpliwości i wytłumaczył sobie, że Jennifer sknociła nawet własną śmierć, tak samo jak sknociła wiele rzeczy w życiu. Teraz powróciły stare pytania. A jeśli jej śmierć nie była samobójstwem? A jeśli to nie ona siedziała za kierownicą? A jeśli to była inna kobieta, którą zidentyfikował i pochował jako własną żonę? Kto, do cholery, rozkłada się w tym grobie? Zrobiło mu się niedobrze na tę myśl i szybko zawrócił z tej niebezpiecznej, krętej ścieżki. Wsiadł do samochodu i pojechał kilka kilometrów dalej, na cmentarz, gdzie, jak sądził, spoczywa Jennifer. Zaparkował w cieniu wielkiego dębu, wyjął portfel i odnalazł wyświechtaną wizytówkę detektywa Jonasa Hayesa z wydziału policji Los Angeles. Nosił ją http://www.abc-budownictwa.net.pl podwyższały obroty. Bentz tego nie pojmował. Kiedyś popełnił błąd i zapylał: – Co za durnie kupują te bzdury związane z wudu? O1ivia stała wtedy przy oknie w kuchni, dosypywała karmę papudze. Nie obraziła się, spojrzała tylko przez ramię z tajemniczym uśmiechem i odparła: – Nie chciałbyś wiedzieć. Uważaj, Bentz, każdy, kogo zdenerwowałeś albo wysłałeś za kratki, może rzucić na ciebie zaklęcie. – Nie wierzę w takie bzdury. – Na razie. Poczekaj, zmienisz zdanie, kiedy dostaniesz wysypki albo oczy ci nabiegną krwią, albo... Sama nie wiem... Staniesz się impotentem, i to do tego stopnia, że ulubiona część ciała po prostu ci odpadnie – przekomarzała się z nim, unosząc brew. To wystarczyło.

Jeśli Bledsoe chciał rozjątrzyć jego rany, udało mu się to znakomicie, stwierdził Bentz. Błysk w oku Bledsoe potwierdzał, że o to mu chodziło. – Poszukajmy osoby, która za tym wszystkim stoi – powiedział Bentz. – Co oczywiście oznacza, że ty jesteś poza podejrzeniami. – Bledsoe wypił łyk kawy, żeby ukryć uśmiech. – Nie porwałem własnej żony! – Bentz po raz kolejny nakazał sobie zachować spokój. Sprawdź – Wysłali ci to pocztą elektroniczną. – Mam – mruknął Hayes. Padał ze zmęczenia. Porównał oba obrazy – na monitorze i na papierze. – To łódź – ciągnęła Martinez. Dotknęła opuszką palca miejsca za głową O1ivii. – Widzisz te niewyraźne kształty? To kamizelki ratunkowe. A ten kształt na ścianie? Chyba w paski? – Podała mu kolejne powiększone zdjęcie. – Wygląda jak wiosło. – Łódź. Więc przetrzymuje ją na wodzie? – Jonas dotknął krawata, pogrążony w myślach. – Na przystani? W marinie? W suchym doku? – Szukał kolejnych szczegółów. – Albo na morzu. – Cholera. – Coś w tych zdjęciach nie dawało mu spokoju. – Może trzeba będzie skoordynować poszukiwania ze Strażą Przybrzeżną. – Martinez ściągnęła go na ziemię i podała kolejne zdjęcie. – Na rym jest coś, czego nie widać gołym okiem. Technicy uważają, że to końcówka nazwy łodzi widoczna na kole ratunkowym.