drzwiom. Jeden z Kozaków wspiął się bez słowa po kracie, oplecionej różami. Wkrótce

Dream Winchester Książę z bajki mieszkania Karola, nabierając powietrza na dodanie sobie otuchy. Musi z nim porozmawiać. Przecież brunet nie może go całe życie unikać! Uniósł dłoń do drewna, pukając. Odczekał chwilę, słysząc jakąś krzątaninę po drugiej stronie. Drzwi się otworzyły, a w progu stanęła starsza kobieta z miłym wyrazem twarzy. Krótkie włosy jak zwykle ułożone były starannie w małe loczki podtrzymywane przez lakier. - Dzień dobry, proszę pani – uśmiechnął się lekko, na co kobieta odpowiedziała również szczerym uśmiechem. - Och, Krystian! – ucieszyła się. – Karol jest jeszcze w pracy, powinien niedługo skończyć. Wejdź, upiekłam ciasto! Zdążysz zjeść, nim przyjdzie – odsunęła się od drzwi, zapraszając chłopaka gestem ręki. Była dosyć niską i chudą osobą, całkowitym przeciwieństwem swojego syna. Blondyn wszedł do przedpokoju, którego ściany wyłożone były panelami, nadając pomieszczeniu przyjemną, domową atmosferę. W mieszkaniu jak zwykle pachniało jedzeniem. Tym razem był to zapach jakiegoś niezwykle słodkiego ciasta. – Czy mi się wydaje, czy schudłeś? – kobieta zmierzyła chłopaka uważnym spojrzeniem. – Same kości! Dziecko, powinieneś się lepiej odżywiać! Gdybyś tylko częściej do nas zaglądał, od razu nabrałbyś sił! – zaczęła swój monolog, który podejmowała za każdym razem, bzp-bartnik.pl/media/ dziewczęcych stóp. Trudno było biec w pantoflach z cienkiej skórki po kocich łbach. Brudna suknia okręcała się wokół łydek. Dziewczyna bała się, że upadnie. Pędziła co tchu mroczną uliczką. Jej długie włosy były rozwiane, a twarz blada ze strachu. Obejrzała się i desperacko zacisnęła pięści, z trudem chwytając powietrze. Z piersi wyrwał jej się ni to szloch, ni to jęk. Skręciła w zaułek i wstrzymując oddech, zamarła bez ruchu. Umknęła prześladowcom w ostatnim momencie. Jeźdźcy pojawili się tuż przed samą burzą - nieubłagani i nieuchronni jak żywioł, który się właśnie rozpętał. Kolejny grzmot wstrząsnął okiennicami budynku. Skuliła się pod ścianą. Przywarła kurczowo do muru, bojąc się, że ktoś ją zauważy. Pomruk gromu ucichł, ale wciąż słyszała o wiele straszniejszy odgłos - głuchy, rytmiczny, narastający tętent końskich kopyt. Becky Ward zacisnęła powieki. Pot spływał jej po twarzy. W wąskim zaułku coraz

A na dodatek ta osoba nic o tym nie wiedziała. Oczywiście dawno temu (jak jeszcze byli typowymi szczeniakami), wynikła sprawa jego zadurzenia się w Krystianie. Ale chłopak najwidoczniej to zignorował i już o tym zapomniał. A to naprawdę bolało bruneta. Wstał z krzesła, kierując się do drzwi. - Ej! Już? – podskoczył blondyn, zeskakując z łóżka. – Nie wypijesz ze mną piwa? Sprawdź - Najpierw musimy załatwić formalności - uprzedził ją, gdy weszli do środka, gdzie czekała na nich spora grupa osób. Byli wśród nich wysocy rangą oficerowie, ich małżonki oraz członkowie korpusu dyplomatycznego. Bella z niezmąconym spokojem przyjęła oficjalne prezentacje. Wiedziała, że znajduje się pod obstrzałem ciekawych spojrzeń. Nie wyglądasz na księżniczkę, mówiły jej oczy obserwatorów. W zupełności się z nimi zgadzała. Po herbacie zwiedzali budynek. Ponieważ tę nie planowaną wycieczkę zorganizowano specjalnie dla niej , z zapałem udawała całkowitą niewiedzę na temat wojskowych urządzeń, które jej pokazywano. Z rozbrajającą naiwnością zadawała pytania i bez mrugnięcia okiem wysłuchiwała uproszczonych odpowiedzi. Naprawdę nikt by nie dał wiary, że wie o nowoczesnych systemach radarowych i komunikacyjnych tyle samo, co wojskowi specjaliści. W razie potrzeby potrafiła samodzielnie zmontować urządzenie, dzięki któremu mogła uzyskać łączność z biurem głównym ISS pod Londynem albo ateńską kwaterą Blaque’a. Z budynku dowództwa floty cala grupa przeszła na nabrzeże, by uroczyście powitać powracający do macierzystego portu okręt Independance. Gdy na czele pochodu pojawił się Edward, wojskowa orkiestra zagrała marsza, a ludzie zebrani wokół barierek zaczęli klaskać i powiewać chorągiewkami. Rodzice sadzali sobie na ramionach dzieci, by ponad głowami tłumu mogły spojrzeć na księcia. Bella naliczyła co najmniej dwunastu agentów ochrony, przemieszanych z grupkami gapiów. Dwaj z nich stali tuż za plecami Edwarda. Blaque wyszedł na wolność, więc niebezpieczeństwo stało się bardzo realne. Potężny, stalowoszary niszczyciel majestatycznie wpłynął do portu i przy aplauzie publiczności zacumował w doku. Trap stuknął o beton nabrzeża i po chwili zszedł po nim kapitan, by wymienić saluty z oficerami i pokłonić się księciu. - Witamy w domu, kapitanie. - Edward uścisnął mu dłoń. Po powitaniu przyszedł czas na przemówienia. Bella udawała, że słucha ich z uwagą, lecz cały czas badała wzrokiem wiwatujący tłum. Kiedy w końcu go rozpoznała, nie poczuła się zaskoczona. Niski, lekko przygarbiony mężczyzna stał na przodzie sporej grupy ludzi i jak oni machał papierową flagą. Robocze ubranie i pospolity wygląd gwarantowały mu pełną anonimowość. Nikt by go nie zapamiętał, choć miał opinię jednego z najlepszych ludzi Blaque’a. Na pewno nic się nie stanie, pomyślała chłodno, ale na karku poczuła nieprzyjemne mrowienie. Fakt, że udało jej się dostać do pałacu, uznano w organizacji za wielki sukces. Dalszy plan działania nie przewidywał gwałtownych ruchów, jedynie spokojne i metodyczne rozpracowywanie przeciwnika. Poza tym Edward nie był numerem jeden na liście Blaque’a, któremu najbardziej zależało na zgładzeniu księcia Carlise’a lub Jaspera. Po tak długim oczekiwaniu na pewno nie zadowoliłby się zabiciem kogoś, kto jest drugi w kolejce do tronu. Mimo tych uspokajających myśli mocniej zacisnęła palce na pasku torebki. Przesunęła się nieznacznie w bok, by choć częściowo osłonić Edwarda własnym ciałem. Ciekawe, czy człowiek Blaque’a ma dla niej jakąś wiadomość? A może wysłano go, by się trochę rozejrzał? Instynkt podpowiadał jej, że chodzi raczej o to drugie. Jeszcze raz omiotła spojrzeniem kolorowy tłum. Kiedy napotkała oczami wzrok mężczyzny, ich spojrzenia skrzyżowały się na ułamek sekundy. Rozpoznał ją, ale nie dał żadnego znaku. Pierwsza odwróciła od niego wzrok. Za kilka dni i tak mają się spotkać w muzeum. Tymczasem ceremonia trwała dalej. Gdy przemówienia dobiegły końca, kapitan zaprosił gości na okręt. Na czele grupy najwyższych oficerów kroczył Edward i przyjmował saluty marynarzy. Bella w towarzystwie żony admirała szła kilka kroków za nim. Co pewien czas zatrzymywał się, by zapytać o coś lub porozmawiać z członkami załogi. Bella spostrzegła, że zainteresowanie nie wynikało ze zdawkowej uprzejmość władcy. Kiedy marynarze odpowiadali, Edward słuchał ich z autentyczną uwagą. Widać było, że ludzie poważają go i szanują. A nawet kochają tą specyficzną miłością, jaką żołnierze darzą dobrego dowódcę.